26 lutego 2015 - Huzar
Droga Krzyżowa, po latach zastanawiania się, o co w niej chodzi
Przez kilka lat starałem się zrozumieć, o co chodzi w męce i śmierci Jezusa. Trzy lata temu oświeciło mnie. Wtedy napisałem tę Drogę Krzyżową. Odprawiliśmy ją kiedyś w Świętej Lipce. Droga przez las i całą wieś z pochodniami i sztandarami do każdej stacji. Była piękna, ale bardzo długa. Teraz skróciłem trochę. Może się przyda. W Toruniu odprawimy ją jutro.
Królewska Droga Krzyżowa
Wstęp
Jak to się stało, że Jezus, który był przecież podziwianym i błogosławionym przez tysięczne rzesze nauczycielem, uzdrowicielem i cudotwórcą stanął przed sądem jako wróg publiczny?
Jego uczniom i otaczającym go tłumom wszystko do pewnego momentu mogło wydawać się wspaniałym sukcesem. Wielkie cuda i nauki dały Mu w oczach ludzi taki autorytet, jakiego nie miał w tym czasie żaden inny nauczyciel. Wydawało się, że nic nie może stanąć na przeszkodzie temu, by Mistrz z Nazaretu rzeczywiście został przyjęty w Izraelu jako obiecany przez Boga Mesjasz – król; syn królewskiego rodu Dawida, który odnowi naród i podźwignie królestwo.
Momentem załamania się tej passy stała się mowa, która miała miejsce po drugim rozmnożeniu chleba. Święty Jan pisze: „Odtąd wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło” (J 6: 66). Odeszli, słysząc o tym, że ciało Jezusa ma być ich pokarmem, a krew prawdziwym napojem. Odeszli, bo te słowa oznaczały dla nich prastary rytuał zjednoczenia, rytuał, w którym dwie osoby stawały się jednością, rytuał wiążący jeszcze bardziej niż ślub czy żołnierska przysięga na wierność do śmierci.
Odeszli Ci, którzy spodziewali się, że Mesjasz doprowadzi do pokonania wroga, uzdrowi chorych, wskaże drogę do sukcesu, bezpieczeństwa i dobrobytu. Dokładnie tak jak dzisiaj i w każdym czasie. A dla Jezusa cuda i nauka o Królestwie Bożym miały przybliżać ludzi do zrozumienia, że to nie wspólna walka o wyzwolenie kraju czy odnowę moralną są pierwszorzędnym celem, ale całkowite powierzenie swojego życia Jemu. To nie On ma służyć realizacji ich celów. To ludzie mają na nowo odczytać swoje cele, uznając że On jest ich „drogą, prawdą i życiem”.
To właśnie powierzenie się osobie Jezusa odrzucają Żydzi. Nawet uczniom brak jeszcze odwagi, aby całkowicie zaufać. Nauki i cuda nie doprowadziły ich do punktu, w którym nie wahaliby się zaufać Jezusowi jak owce swojemu pasterzowi. Ten kryzys uwidocznił się mniej więcej latem 29 roku.
Od tego momentu następuje zwrot w historii Jezusa. Kończy się czas wędrownego nauczyciela i uzdrowiciela. Jezus zaczyna działać jako Król, który powraca do swojej stolicy, do Jeruzalem, aby tam, jak sam mówi, „zostać nad ziemię wywyższonym i przyciągnąć wszystkich do siebie” (J 12: 32). Kulminacją tej drogi jest męka, śmierć i zmartwychwstanie.
Przed krzyżem:
„Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je /potem/ znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać”(J 10: 17–18a).
Jezus mówi nam, że męka nie była wynikiem Jego bezradności. On mógłby w jednej chwili zniszczyć lub zmusić do zaprzestania zła oskarżycieli, wrogi tłum i oprawców.
Jest jednak w Jego mocy coś jeszcze potężniejszego niż to, że mógłby pokonać każdego wroga. Jezus umie wytrzymać największe cierpienie, powstrzymując się od użycia siły, która mogłaby zniszczyć lub odebrać wolność komukolwiek z tych, których pragnie ocalić. Dzięki przyjęciu na Siebie całego zła nie niszczy winowajców, ale wypowiada słowa przebaczenia.
W tajemnicy Krzyża otrzymujemy najjaśniejszy przebłysk tego, jak niezwykłym Królem jest Jezus. Wzniesiony wysoko Krzyż pokazuje, gdzie mamy szukać Jego mocy. To moc, która wyzwala z braku odwagi, z bezradności i paraliżu wobec zła. To moc, która pozwala służyć Bogu i walczyć po Jego stronie, moc, która staje się naszym ostatecznym zwycięstwem – życiem wiecznym.
Pragnąc zostać przyłączonym do naszego Króla i przyjąć obiecaną przez Niego „moc z wysoka”, wyruszmy za sztandarami Jego Męki i Krzyża.
STACJA I: Pan Jezus na śmierć skazany
K: Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie.
W: Żeś przez krzyż i mękę Swoją świat odkupił raczył.
„Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego, i przyjdą Rzymianie, i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród” – mówią faryzeusze „Lepiej jest dla was, gdy jeden człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród” – dodaje arcykapłan Kajfasz (por. J 11: 48). To nie troska o naród, ale przede wszystkim lęk przed utratą najwyższego autorytetu prowadzi ich do sformułowania oskarżenia. Faryzeusze, kapłani i uczeni w Piśmie, Piłat… Wszyscy oni powodowani strachem i pychą starają się robić wszystko, aby Jezus sam nie mógł urzeczywistnić swojego posłannictwa, swojej historii. Grożą, próbują zastraszyć, robią wszystko, aby odebrać Mu wiarę i determinację: „Nie Ty, ale my powiemy wszystkim, kim jesteś” – zdają się mówić oskarżyciele – „Nie Ty, ale my napiszemy Twoją historię i to nie będzie historia Mesjasza i Króla, ale historia zdrajcy i bluźniercy!”. Chcą odebrać Mu władzę, chcą nadać swój bieg sprawom i wydaje im się, że tak czynią.
Ale w tym momencie to Jezus ma kontrolę nad wszystkim, co się dzieje. On nie poddaje się oskarżeniu. On je ZNOSI. Czyni je nieważnym, bo zna prawdę o Sobie. „Nie mówię bowiem sam od siebie” (por. J 12: 49) – podkreśla. Wie kim jest i po co jest posłany przez Ojca.
Świadomość własnej tożsamości, powołania, pragnień to miejsce pierwszej bitwy duchowej. Tu musi zostać postawiony pierwszy krok w naśladowaniu naszego Króla i jednocześnie tu jest atak złego ducha… Ktoś chce określić to za ciebie. Ktoś chce powiedzieć, że jesteś za słaby, zły, zbyt poraniony przeszłością, aby wypełniać to, co jest najgłębszym dążeniem, które Bóg wpisał w Twoje serce. Oskarżenie, z którym mierzysz się jak Jezus. Wyrok klęski, w którą możesz uwierzyć w całości lub w części. Albo jak Jezus możesz ZNIEŚĆ to oskarżenie, powiedzieć: „Oto idę – w zwoju księgi napisano o Mnie – abym spełniał wolę Twoją, Boże” (Hbr 10: 7).
Kim jesteś? Jaki jest twój cel i powołanie? Co masz do zrobienia teraz, w tym tygodniu, w najbliższym czasie? Do czego chcesz dążyć w życiu rodzinnym? Jakie stawiasz sobie cele w ramach studiów lub pracy? Jakiego rozwoju osobistego pragniesz? Do czego czujesz się stworzony? Stanięcie wobec oskarżeń z zewnątrz oraz oskarżeń, które czujemy we własnym sercu ze świadomością tego, kim jestem i jaki mam cel, to pierwsza stacja Drogi Krzyżowej i twojej drogi .
K: Któryś za nas cierpiał rany,
W: Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA II: Pan Jezus bierze krzyż na swoje ramiona
K: Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste, i błogosławimy Tobie.
W: Żeś przez krzyż i mękę Swoją świat odkupił raczył.
Z Ewangelii według św. Łukasza:
„Kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa” (Łk 9: 23–24).
Te słowa wypowiedział Jezus jeszcze w Galilei, po pierwszym rozmnożeniu chleba, zanim ktokolwiek mógł je skojarzyć z tym, jaką śmiercią ma umrzeć rok później, wiosną 30 roku. Krzyż oznacza nie tylko dwie drewniane belki. Może on oznaczać to wszystko, co wiąże się wprawdzie z trudem i cierpieniem, ale niezbędne jest do realizacji najważniejszych celów, do realizacji swojego powołania.
Krzyżem bywa właściwa proporcja odpoczynku i pracy w nawale pracy, przyznanie się do błędu i szukanie pomocy w rozwiązaniu konfliktu w relacji z bliskimi, niezgoda na podpisanie fałszywych dokumentów, zgoda na założenie rodziny, w której wychowanie dzieci opóźni lub w pewnych wypadkach uniemożliwi rozwój w innych dziedzinach… Człowiek może sam siebie zniszczyć, jeżeli zechce odrzucić krzyż, aby ocalić to, co mylnie postrzega jako warunek prawdziwego życia: pozycję, bezpieczeństwo, wygodę, dotychczasowe przyzwyczajenia, wszystko, co wynika z przerośniętych ambicji i lęków.
Jezus pokazuje, jak podjęcie krzyża może ocalać wiarę, nadzieję i miłość. Nie ma tu żadnego „nie chcę, ale muszę”, „nie da rady inaczej”, „takie jest życie”.
Czym jest krzyż w twoim życiu? Jaka jest droga i sposób wypełnienia Twojego powołania? Co z tego podejmowałeś z największą trudnością? Czego do tej pory unikałeś?
K: Któryś za nas cierpiał rany,
W: Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA III: Pan Jezus pierwszy raz upada pod krzyżem
K: Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.
W: Żeś przez krzyż i mękę Swoją świat odkupił raczył.
Nie ma w Ewangelii fragmentów, które przedstawiałyby upadki Jezusa pod krzyżem. Jest natomiast tradycja mówiąca o tym, że doświadczał on ludzkiej słabości. Wyraźnie pisze o tym autor Listu do Hebrajczyków: „Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu” (Hbr 4: 15). Rozważanie upadków pod krzyżem przybliża nas, po pierwsze, do prawdy, że Jezus po ludzku doświadczał słabości i wszystkich uczuć, które się z takim doświadczeniem wiążą, po drugie, wskazuje, jak naśladując Jezusa w przyjmowaniu naszych upadków, możemy iść ku ostatecznemu zwycięstwu.
Upadek Jezusa jest z pewnością rzeczywistym gorzkim doświadczeniem słabości. Przy całym świadomym wyborze krzyża, nie jest czymś zaplanowanym, czymś odegranym. Jak każde takie zdarzenie niesie ze sobą prócz bólu i upokorzenia pokusę gniewu na samego siebie, pokusę poddania się i odrzucenia krzyża. Jezus uczestniczy w prostej prawdzie dotyczącej wszystkich ludzi: jesteśmy słabi i realizacja naszych pragnień, choćby i tych najbardziej świętych, nigdy nie przebiega tak pewnie i konsekwentnie, jakbyśmy tego chcieli, podejmując określone zadania.
Każdy z nas wyraźniej czuje od czasu pragnienie nowego życia, nowej drogi. Jakkolwiek to nazywamy: ogarnięciem się, wzięciem się za siebie, nawróceniem, pójściem za Jezusem itp., odnosimy się do najważniejsze duchowego poruszenia – pragnienia wewnętrznej przemiany. Jednak w naszych wizjach przemiany nie ma zwykle miejsca ma wyobrażenie czekających nas upadków. Ale nie jesteśmy orłami w Bożej szkole. Bez przyjęcia faktu, że na naszej drodze będą nam się zdarzać mniej lub bardziej zawinione błędy, potknięcia, a nawet grzechy, nie jest możliwe na dłuższą metę nawrócenie i kroczenie za Jezusem.
Jakich upadków doświadczam najczęściej i najboleśniej? Czy widzę w Jezusowym upadku wzór przyjmowania własnej słabości?
K: Któryś za nas cierpiał rany,
W: Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA IV: Pan Jezus spotyka swoją Matkę
K: Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.
W: Żeś przez krzyż i mękę Swoją świat odkupił raczył.
Z Ewangelii według św. Łukasza:
„Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: «Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą — a Twoją duszę miecz przeniknie — aby na jaw wyszły zamysły serc wielu». A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te sprawy w swym sercu” (Łk 2: 34–35, 51).
Zakrwawiony, niosący krzyż, do którego zostanie przybity, Syn spotyka Matkę. Czy można sobie wyobrazić scenę bardziej wypełnioną cierpieniem i bólem? W tej scenie jest jednak coś jeszcze większego, istotniejszego. Niewielu ludzi w takim momencie miałoby takie szczęście jak Jezus. On nie spotyka na swojej drodze kobiety załamanej, rozbitej, której rozpacz pogłębiłaby tylko Jego cierpienie. To spojrzenie jest momentem, w którym miecz przenika jej duszę, ale nie momentem, w którym pęka jej serce. Od pierwszego „fiat” przez lata towarzyszenia Jemu i Jego uczniom jej serce jak u nikogo innego hartowało się i przygotowywało na to, aby kiedy przyjdzie Jego godzina, być gotowym wesprzeć Go na tej drodze. Teraz jej pełne wiary spojrzenie dodaje siły Królowi podejmującemu decydującą bitwę.
Prędzej czy później rozumiemy, jak istotne dla realizacji naszego powołania są relacje z rodzicami i rodzeństwem, a później także z dziećmi. Bywają jak skrzydła u ramion, bywają jak ciężka kula u nogi. Nigdy nie są czymś obojętnym. Uzależnienie od rodziny, podejmowanie decyzji w oparciu o oczekiwania bliskich, potulność prowadzą do zagubienia drogi za Jezusem. Z kolei brak bliskości, zaniedbanie tych relacji, obowiązków, brak przebaczenia odbierają siły, napełniają niezdecydowaniem, brakiem pewności siebie.
Niektórzy z nas mają dobre, uskrzydlające relacje z bliskimi, dobrze rozumieją, jak ważna mogła być dla Jezusa siła miłości zawarta w spojrzeniu Matki. Dla innych spośród nas droga do przebaczenia, pojednania, zrozumienia będzie jednym z najpoważniejszych życiowych zadań, częścią życiowego powołania, a w wielu sytuacjach częścią osobistej drogi krzyżowej.
Dla niektórych spośród nas, dla tych między innymi, którzy stracili kogoś z najbliższych, spojrzenie samej Matki Jezusa i naszej, naszej Pani i Królowej, spojrzenie pełne wiary w męstwo i w ostateczne zwycięstwo każdego z nas będzie źródłem nadziei i otuchy.
K: Któryś za nas cierpiał rany,
W: Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA V: Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Panu Jezusowi
K: Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.
W: Żeś przez krzyż i mękę Swoją świat odkupił raczył.
Z Ewangelii według św. Marka:
„I przymusili niejakiego Szymona z Cyreny, ojca Aleksandra i Rufusa, który wracając z pola właśnie przechodził, żeby niósł krzyż Jego” (Mk 12: 21).
Rzymscy żołnierze lubili poniżać Żydów. Istnieją świadectwa mówiące o zmuszaniu ich do różnych posług, które zwłaszcza dla znaczniejszych i bardziej religijnych Żydów były nie tylko kompromitujące, ale wiązały się z kontaktem z rzeczami, które napełniały ich obrzydzeniem i poczuciem zaciągniętej nieczystości, grzechu. Czymś takim był krzyż. Szymon Cyrenejczyk był ofiarą złośliwego żartu rzymskich żołnierzy. Sam nigdy by nie dotknął umazanego krwią drzewa, na którym miał zawisnąć człowiek.
Nie widzieć sensu rzeczy, które muszę robić, spędzać czas na sprawach, których wcale sobie nie wybrałem, być z tymi ludźmi, myśląc o tym, że może gdzieś kiedyś trafię na innych, wśród których znajdę prawdziwych przyjaciół, marzyć o lepszym życiu, a żyć w niezadowoleniu z siebie, z tego, co dał los… Mówić sobie: bo tak wyszło, bo nie wyszło, bo bezrobocie, bo okupacja, bo ojciec pił, bo urodziło się niepełnosprawne dziecko… Uznanie siebie za ofiarę to wielkie nieszczęście. Także wtedy, kiedy jest zawinione, także wtedy, kiedy ktoś pozwala na robienie z siebie ofiary czy nawet odgrywa rolę ofiary z lęku przed wolnością i odpowiedzialnością; także wtedy jest to wielkie nieszczęście. Przymuszony, złamany i poniżony przez wrogich żołnierzy Cyrenejczyk jest nieszczęśliwszy od Jezusa, który zdecydował się, dobrowolnie podjął tę drogę z niedającym się oddzielić od miłości cierpieniem i bólem.
Tradycja chrześcijańska mówi, że Szymonowi dane było zrozumieć historię, w której uczestniczył. Przestał być w niej osobą bierną. Nawrócił się on, jego żona i synowie ‒ święci Aleksander i Rufus ‒ i wzięli udział w dziele budowania pierwotnego Kościoła. Niektórzy z jego rodziny zginęli śmiercią męczeńską.
Zobaczyć sens lub bezsens rzeczy, które robię, nawet takich, których dotąd wcale sobie nie wybrałem, które zostały mi narzucone, do których się kiedyś zobowiązałem, a teraz mi ciążą… Spojrzeć na wszystkie te sprawy i świadomie wybrać te najważniejsze, choćby były bardzo trudne do realizacji i wymagały wiele poświęceń… To droga, na którą Jezus wprowadził Szymona z Cyreny. To droga dla każdego, kto pragnie pójść za Nim.
K: Któryś za nas cierpiał rany,
W: Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA VI: Święta Weronika ociera twarz Panu Jezusowi
K: Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.
W: Żeś przez krzyż i mękę Swoją świat odkupił raczył.
Legenda o Weronice pojawiła się w IV wieku i aż do późnego średniowiecza rozwijała się w różnych wersjach. Pewna jerozolimska kobieta pragnęła zobaczyć Jezusa. Poruszona widokiem słaniającego się, niosącego ciężki krzyż skazańca odważnie przycisnęła się przez tłum i swoją białą chustą otarła Mu twarz. Na jej chuście pozostało oblicze Chrystusa, odbicie nazwane vera eikon („prawdziwy wizerunek”). To właśnie określenie dało początek imieniu legendarnej właścicielki chusty – miłosiernej Weronice.
„Prawdziwy wizerunek”. To sformułowanie ma głębszy sens. Św. Paweł w Drugim Liście do Koryntian pisze: „Chrystus jest obrazem Boga. […] Albowiem Bóg, Ten, który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Chrystusa” (2 Kor 4: 4, 6).
Wiele się mówi obecne o fałszywych obrazach Boga. Mówi się o obrazie Boga tworzonym w dzieciństwie na podstawie doświadczeń osób potężniejszych od nas, obdarzonych autorytetem, zwłaszcza rodziców. Jeśli w naszych dziecięcych doświadczeniach skojarzenia z wszechmocą i wszechwiedzą nabierają elementów negatywnych, może tworzyć się obraz Boga obojętnego, Boga zawiedzionego inwestora, Boga najwyższego inspektora Biura Kontroli Wszystkiego… Co komu po dowcipnych nazwach fałszywych obrazów Boga, kiedy tak czy inaczej nie wie, jak ten obraz zmienić; kiedy tak czy inaczej nie wie, jak spotkać Boga, który jest Miłością?
„On jest obrazem Boga niewidzialnego”. Jeżeli czujesz, że Twój obraz Boga nie jest „vera eikon”, nie jest prawdziwym „wizerunkiem”, to nie bój się odrzucić dotychczasowe wyobrażenia, powtarzać wobec nich „w takiego Boga już nie wierzę”. Nie bój się pozostać na jakiś czas bez niczego, z umysłem pustym jak biała czysta chusta, ale z sercem pełnym pragnienia ujrzenia Jezusa. Pytaj o Jezusa, pytaj ludzi, którzy sami spotkali Go w swoim życiu. Znajdź takich ludzi, szukaj książek napisanych o Nim przez tych, którzy uwierzyli Ewangelii. Szukaj Jezusa jak Weronika, przeciskając się przez tłum bliżej miejsca, gdzie możesz Go ujrzeć. Nie chowaj się z tyłu kościoła. Szukaj jak Weronika z sercem pełnym miłosierdzia wobec „braci najmniejszych”, którzy są w potrzebie.
K: Któryś za nas cierpiał rany,
W: Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA VII: Pan Jezus drugi raz upada pod krzyżem
K: Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.
W: Żeś przez krzyż i mękę Swoją świat odkupił raczył.
Podnieść się za pierwszym razem było łatwiej. Towarzyszące upadkowi cierpienie fizyczne, śmiech wokół… To zawsze boli, ale za pierwszym razem łatwiej powiedzieć sobie „muszę się pozbierać”. Co innego, kiedy przy kolejnych upadkach do świadomości dociera obezwładniająca prawda, że ten nagły, powtarzający się ból i upokorzenie będą prawdopodobnie stałymi towarzyszami tej drogi. Nieuchronnie atakuje niepokój: co mam z tym zrobić, jakiego błędu mam się wystrzegać, co robię źle? Chociaż w potknięciach Jezusa nie ma zawinionego błędu, nie ma nic, czemu mógłby zapobiec dokonując pierwszego wyboru – wzięcia na siebie krzyża – to w chwili upadku i On musiał w Swoim sercu walczyć z tym niepokojem.
W jaki sposób ja odnoszę się do moich słabości i powtarzających się błędów? Co robię z poczuciem winy, jak postrzegam moją odpowiedzialność za mniejsze i większe potknięcia?
Niepokój i zamieszanie w sercu każdemu człowiekowi odbiera siły i zwiększa cierpienie, niezależnie od tego, jak bardzo zawinione czy niezawinione byłyby jego wielokrotne upadki. Nie ma ludzi, którzy umieją na 100% jasno określić, co w ich upadkach i błędach było grzechem, co tylko słabością, co rzeczywiście mogli zmienić w danej chwili, co może zmienią dopiero za jakiś czas, pracując nad sobą.
Każdy z nas zniekształca także widzenie własnej winy i odpowiedzialności w charakterystyczny dla siebie sposób. Jedni za wszystko, co się nie udaje, potępiają siebie, miotają się, bojąc się, że akceptacja słabości jest w oczach Boga tym samym, co zaprzestanie starań, walki duchowej. Tacy ludzie ciężko przeżywają każdy błąd, a ich naznaczone złością na siebie postanowienia poprawy wcale nie prowadzą ich ku wewnętrznej przemianie. Inni wpadają w drugą skrajność i przyczynę swoich niepowodzeń widzą wyłącznie w tym, co niezależne od nich – w błędach innych, w trudnych czasach, w których przyszło żyć, w błędach wychowawczych ich rodziców itd. Nie mając odwagi podjąć odpowiedzialności za swoje życie, przyjmują rolę biernych ofiar życia – załamanych doznanymi krzywdami albo odreagowujących je szaleństwami i uzależnieniami.
Ale jeśli ktokolwiek zaczyna uczciwie szukać odpowiedzi na pytanie, co tak naprawdę może zmienić, a co może tylko z pokorą zaakceptować, wtedy Duch Jezusa wielokrotnie powstającego z upadku, Duch męstwa, wytrwałości i mądrości ma otwarte drzwi, aby powoli przemieniać ludzkie serce.
K: Któryś za nas cierpiał rany,
W: Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA VIII: Pan Jezus pociesza płaczące nad Nim niewiasty
K: Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.
W: Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupił raczył.
Z Ewangelii według św. Łukasza:
„Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: «Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły. Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas! i do pagórków: Przykryjcie nas! Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?» (Łk 23: 28‒31).
Kobiety płakały, widząc w Jezusie tylko straszliwie zmasakrowaną ludzką kukłę. Mimo że przecież w Jerozolimie rozeszła się wiadomość o mocy proroka, Syna Dawidowego, który powyrzucał ze świątyni sprzedających i wskrzesił z martwych w Betsaidzie Swojego przyjaciela, nie umiały dostrzec, że to nie słabość, ale wewnętrzna siła powoduje, że Król zgodził się przyjąć rolę skazańca. Nie rozumiały, że niesienie krzyża to gest najpotężniejszego władcy, który postanowił pokazać, jak bardzo przebaczający, cierpliwy i nadludzko ludzki potrafi być Bóg.
Tymczasem to one były ofiarami, chociaż tego nie widziały. To one nie potrafiły się przeciwstawić żadnemu złu. To one niewiele lat później nie umiały przeciwstawić się zagładzie swojego miasta i swoich dzieci. Jedyne czego doświadczyły w życiu, to znoszenie ciosów losu. Ale tego jeszcze nie dostrzegały .
Wszystkim, którzy zatrzymują się na przeżywaniu współczucia wobec męki Jezusa, On powtarza z naciskiem: „płaczcie nad sobą i nad waszymi dziećmi!”. „Płaczcie nad sobą” – mówi do wszystkich pobożnych, którzy głęboko emocjonalnie przeżywają mękę, ale nie dotykają najistotniejszego, bo w niosącym krzyż nie widzą potęgi miłości ‒ cierpliwej, łaskawej, mężnej i nigdy nieustającej. „Płaczcie nad sobą” – mówi tym, którzy na widok tej miłości nie poczuli, że ich serce jest jak suche, nieowocujące drzewo.
Ludzie umieją płakać nad tym, co im się przydarza, nie umieją jednak płakać nad sobą, nad tym, kim się stali. Nie widząc, jak przyzwyczaili się do myśli, że nie mają wpływu na swoje życie i swój świat. Nie umieją płakać nad sobą takim płaczem, który przemienia serce, płaczem, którym zapłakał Piotr, aby już nigdy więcej nie zdradzić Jezusa. To płacz, który rodzi i utrwala decyzję, aby stanąć po stronie Króla, przeciw pokusie bezradności.
K: Któryś za nas cierpiał rany,
W: Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA IX: Pan Jezus trzeci raz upada pod krzyżem
K: Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.
W: Żeś przez krzyż i mękę Swoją świat odkupił raczył.
Trzeci upadek to znak najgłębszego doświadczenia niemocy, doświadczenia, w którym człowiek staje przed pokusą całkowitego poddania, nie znajduje w sobie siły ani chęci, by dalej iść. Także Jezus musi zmierzyć się z taką wewnętrzną ciemnością. W Ogrójcu, kiedy to, jak opisują Ewangeliści, kilkakrotnie pada, aby się modlić, poci się krwawym potem, co może zdarzyć się człowiekowi poddanemu długotrwałemu, skrajnemu stresowi. Woła wtedy: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich!”.
W doświadczeniu ciemności czy głębokiej klęski na człowieka zwalać się może poczucie, że Bóg czegoś od nas chce, ale jednocześnie nie stworzył nas tak, abyśmy mogli i chcieli to spełnić. Doznając ciemności i klęski, nie umiemy zaakceptować naszego powołania, chcielibyśmy je porzucić, ale powstrzymuje nas poczucie powinności, uczciwości, widmo poczucia winy z powodu zdrady Boga i innych ludzi. Trwamy więc w rozdarciu. Wtedy, jak św. Paweł załamany własną słabością, chcemy, aby Pan odszedł od nas, zostawił nas w spokoju, aby pozwolił nie wstawać, nie walczyć, nie iść dalej (por. 2 Kor 12: 7‒8).
Wstając z trzeciego upadku, Jezus przyjmuje to samo umocnienie, które w Ogrójcu przyszło do Niego, gdy wypowiedział słowa: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!” (Łk 22: 42). Doświadczając ciemności i niemocy całą Swoją uwagę, Swoje myśli kieruje nie ku trudnościom, nie ku rozważaniu o własnej słabości, ale ku Ojcu i ku celowi Swojej misji – wypełnieniu Jego woli.
Przywaleni ciężarem trudności nie widzimy często, jaką niszczącą pokusą jest to, żeby skupić się na samej trudności, na jej rozważaniu, na przeżywaniu lęku czy poczucia winy. Poganiamy samych siebie, żebyśmy„wzięli się w garść”. Tymczasem nie ma powstawania z upadków bez doświadczenia modlitwy w Ogrójcu. Bez odkładania wszystkiego i spędzania czasu z Bogiem, żeby w Jego obecności znów odnaleźć świadomość tego, do czego jestem powołany. Czas i miejsce na modlitwę – to z naszej strony otwarcie drzwi, w które kołacze Bóg, aby podnosić nas.
K: Któryś za nas cierpiał rany,
W: Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA X: Pan Jezus z szat obnażony
K: Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.
W: Żeś przez krzyż i mękę Swoją świat odkupił raczył.
Nadszedł koniec drogi i godzina ostatecznego zwycięstwa, zgodnie ze słowami Jezusa: „Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12: 31–32).
Trudna do pojęcia jest ta „godzina chwały” naszego Króla, kiedy staje wśród śmiechu obnażony z szat. Trudna do pojęcia taka droga zwycięstwa i sądu nad „władcą tego świata”, którą obrał nasz Władca. Odarcie z szat to przecież kolejny sposób na pozbawienie skazańca Jego godności. Wszystko tu ma być nie tylko fizycznym zabiciem człowieka, ale też zabiciem dobrej pamięci o Nim, zabiciem Jego legendy. Zrywać z człowieka ubranie znaczy odsłonić jego słabość, zaznaczyć swoje panowanie nad nim. Widząc odzieranego z ubrania człowieka inni zwykle nie śmieją się z samej jego nagości, ale z widoku słabości, zagubienia i wstydu. Dla wielu ludzi, dla wielu z nas, właśnie śmiech i kpina tych, którzy widzieli naszą słabość i nasz wstyd, stała się największą raną i największym życiowym ciężarem. Trudno pojąć, co chce osiągnąć Bóg, godząc się na tak kompromitującą sytuację.
Jezus wyjaśnił to Piłatowi pytającemu „A więc jesteś królem?”. Jezus odpowiedział: „Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu” (J 18: 37). Celem władzy Piłata było utrzymanie osobistej kontroli nad innymi, własna wygoda i bezpieczeństwo. Zasada starego świata to zasada demonstracji siły – dążenie do kontroli i lęk przed byciem pod kontrolą.
Istota panowania Boga jest inna. „Tylko przez całkowitą utratę wszelkiej władzy zewnętrznej, przez radykalne ogołocenie Krzyża – pisze Benedykt XVI – Nowe stawało się możliwe”. Prawda staje naga, wyrzeka się wszelkiej siły, aby nie przymuszać człowieka do posłuszeństwa, ale przekonać jego serce.
Jezus musi pozwolić obnażyć się z szat, aby moc stanąć na czele tych, którzy zostali poniżeni, obnażeni, pobici i wyszydzeni. Przeżyć obnażenie, pobicie, kompromitację w oczach innych bez wycofania się i bez agresji, nade wszystko bez porzucenia Swojej misji, to decydujący krok do wprowadzenia na tym świecie nowego Królestwa.
K: Któryś za nas cierpiał rany,
W: Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA XI: Pan Jezus przybity do krzyża
K: Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.
W: Żeś przez krzyż i mękę swoją świat odkupił raczył.
Z Ewangelii Świętego Jana:
„A jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3: 14–17).
Jak Bóg umiłował świat, jeżeli pozwala na tsunami, wojny i rodzenie się niepełnosprawnych dzieci?
Takie jak to pytania o zło na świecie z pewnością są ważne, ale często mają one w tle inne, bardziej osobiste pytania: jeżeli Bóg mnie miłuje, dlaczego pozwolił, abym jako dziecko doznawał krzywd, dlaczego nie zabierze ode mnie moich słabości i uzależnień, skoro o to proszę, dlaczego pozwala, abym nie znalazł pracy, męża, żony, dlaczego nie daje naszemu małżeństwu potomstwa, dlaczego pozwala na chorobę?
„Tak Bóg umiłował świat”. W taki, a nie inny sposób. I możemy albo powiedzieć, że nie widać tu za grosz miłości, albo możemy zacząć zgłębiać te słowa, pytając, czym jest miłość Boga i jak się o niej przekonać.
Bóg nie daje nam odpowiedzi na pytanie, dlaczego na świecie jest wiele zła ani dlaczego nam nie udaje się zaspokoić wielu potrzeb i spełnić wielu naszych pragnień. Najważniejsza odpowiedź na pytanie „jak Bóg umiłował świat” jest przed nami: Bóg pozwala się przybić do krzyża, żeby móc wypowiedzieć wobec tych, którzy Go zdradzili i ukrzyżowali słowa przebaczenia; żeby po zmartwychwstaniu powrócić do nich, spojrzeć na każdego i z miłością powtórzyć: „Pójdź za mną”. Bóg pozwala się przybić do krzyża, żeby tych, których nie przekonało rozmnożenie chlebów i wskrzeszenie Łazarza widok Zmartwychwstałego uwolnił od lęku przed powierzeniem Mu swojego życia. „Tak Bóg umiłował świat”. Nie można było zrobić więcej.
Teraz odpowiedź Boga jest wysoko, przed Twoimi oczami. „Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni…” Nie musisz rozumieć. Patrz na Niego, na Ukrzyżowanego. Tak, jakbyś chciał nie widzieć nic poza Nim, patrz tak, jakbyś chciał wypatrzeć oczy, jakbyś chciał oślepnąć, aby On stał się Twoim światłem.
K: Któryś za nas cierpiał rany,
W: Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA XII: Pan Jezus umiera na krzyżu
K: Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.
W: Żeś przez krzyż i mękę Swoją świat odkupił raczył.
Z Ewangelii według Świętego Jana:
„Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony” (J 12: 31).
„A sąd polega na tym” – Jezus tłumaczył Nikodemowi – „że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków”(J 3: 19–20).
Oto jeden z ewangelicznych obrazów sądu. Światło przychodzi na świat. Każdy człowiek widzi jasno, bez żadnych złudzeń, czy jego życie zmierzało w kierunku światła, czy ciemności. Ludzi ciemności ogarnia lęk. Jak szczury i robactwo w piwnicy, w której zapala się światło w panice rozbiega się, szukając ciemnych dziur, jak zły sługa, który budząc się pijany, widzi, że powraca jego pan, tak każdy człowiek, którego życie było historią nieprawości, rzuci się do ucieczki przed światłem i ta ucieczka nie skończy się już nigdy. To obraz przerażający, bo nikt nie może być pewien, czy widząc całą prawdę o sobie będzie miał odwagę wtulić się w rozwarte ramiona miłosiernego Ojca, czy też, nie mogąc znieść światła, rzuci się w ciemność.
W tym obrazie sądu pojawia się pęknięcie, przypis, błogosławiony wyjątek: „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12: 32).
Wszystkich, którzy zechcą, przyciągnę do Siebie, niezależnie od tego, czy dotąd usiłowali być sprawiedliwi, czy byli spętani grzechem. Przyciągnę łotra, który wisi obok i nic już nie może zrobić, żeby naprawić swoją winę. Przyciągnę rzymskiego setnika, którego wcześniej nic nie obchodziłem. Przyciągnę Piotra, który tyle razy obiecywał i zapierał się. Przyciągnę Nikodema, który dotąd bał się do Mnie przyznać przed innymi i przychodził rozmawiać nocą, przyciągnę wielu faryzeuszów, arcykapłanów, kapłanów, zakonnice i zakonników, którzy wybrali Mnie w porywie serca, a później ostygli, przyciągnę ludzi młodych, którzy są ślepi, bo lękają się o swoją przyszłość. Przyciągnę starych, którzy już nie wierzą w nawrócenie i przemianę życia. Przyciągnę tych, którzy spróbują iść za Mną i doświadczą pierwszego, drugiego i trzeciego upadku. Przyciągnę Weronikę, która bardzo potrzebuje prawdziwego wizerunku Boga. Przyciągnę Cyrenejczyka, który niesie krzyż nie z wyboru, a z musu. Jeśli teraz przyjdą do mnie Ci, którzy wiedzą, że ich uczynki nie były dobre, to w dniu sądu, tak jak w dniu chrztu doświadczą Bożego miłosierdzia, opłuczą swoje szaty w Mojej krwi i wejdą do nowego Jeruzalem, którym jest Moje Serce.
„Gdy przyszli na miejsce, zwane Czaszką, ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej Jego stronie. Lecz Jezus mówił: «Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią» […]
Było już około godziny szóstej i mrok ogaranął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: «Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego». Po tych słowach wyzionął ducha. Na widok tego, co się działo, setnik oddał chwałę Bogu i mówił: «Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy». Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy zobaczyły, co się działo, wracały, bijąc się w piersi” (Łk 23: 33–34, 44–48).
K: Któryś za nas cierpiał rany,
W: Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA XIII: Pan Jezus z krzyża zdjęty
K: Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.
W: Żeś przez krzyż i mękę Swoją świat odkupił raczył.
Z Pierwszego Listu Świętego Pawła do Koryntian:
„Pan Jezus tej nocy, kiedy został wydany, wziął chleb i dzięki uczyniwszy połamał i rzekł: «To jest Ciało moje za was [wydane]. Czyńcie to na moją pamiątkę!». Podobnie, skończywszy wieczerzę, wziął kielich, mówiąc: «Ten kielich jest Nowym Przymierzem we Krwi mojej. Czyńcie to, ile razy pić będziecie, na moją pamiątkę!»” (1 Kor 11: 23–26).
„Oto moje ciało”. Zdejmowany z krzyża. Ostrożnie. W wielkiej ciszy. W wielkim milczeniu. Wyciągnij w ciszy ręce przed siebie i wyobraź sobie, że to ciało z krzyża składane jest także na twoje ręce…
Jak ci, którzy wrócili pod krzyż, aby ściągnąć ciało Jezusa. Dla nas i dla nich to coś więcej niż ciało i śmierć. Dla nich to moment w całej niezwykłej historii życia, w bliskości niezwykłego człowieka; historii, której sens zrozumieją dopiero za jakiś czas. Dla nas ta ofiara to pamiątka całej tej najniezwyklejszej historii – historii przyjaźni Boga z ludźmi. Ta ofiara złożona na twoje ręce to cała historia: to zwiastowanie i żłóbek, pokłon pasterzy, dzieciństwo i młodość, opuszczenie domu i droga nad Jordan, do kuzyna Jana zwanego przez ludzi Chrzcicielem, to tych kilku najbliższych przyjaciół, droga z nimi przez Galileę, wiele cudów, uzdrowienia i słowa z wielką siłą mówiące o tym, że zaczynają się nowe czasy – Królestwo Boże. Królewski wjazd do Jerozolimy i wieczerza, kiedy uczniów nazwał przyjaciółmi i powiedział, że będzie obecny w chlebie łamanym na Jego pamiątkę i w winie, które będzie przymierzem – braterstwem krwi. To także ta chwila, kiedy mając tuż nad ziemią nogi przybite do krzyża wysoko w niebie szeptał do swojego Ojca: „przebacz im”. To ciało jest pamiątką całej tej historii, w której Bóg postanowił dać nam Swojego Syna, aby każdy, kto w Niego uwierzy, miał w sobie prawdziwe życie.
To nie Bogu potrzebna jest spłata długu, to my, dłużnicy, zaczynając rozumieć tę historię, możemy zacząć wierzyć i czuć, że On naprawdę nas pokochał i uzdolnił do przyjaźni ze sobą. „To jest Nowe Przymierze”. Wszystkie upadki, wątpienie, bierność nie są ważne. Teraz, kiedy trzymasz to Ciało, kiedy dotykasz tej Krwi, kiedy przyjmujesz je, możesz być z Nim jednym…
K: Któryś za nas cierpiał rany,
W: Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
STACJA XIV: Pan Jezus do grobu złożony
K: Kłaniamy Ci się, Panie Jezu Chryste i błogosławimy Tobie.
W: Żeś przez krzyż i mękę Swoją świat odkupił raczył.
„Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie – jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca. Jeżeli bowiem przez śmierć, podobną do Jego śmierci, zostaliśmy z Nim złączeni w jedno, to tak samo będziemy z Nim złączeni w jedno przez podobne zmartwychwstanie” (Rz 6: 3 – 5).
Jak królowie dawnych czasów, którzy nie kryli się w betonowych bunkrach, ale ruszali na czele swych wojsk, Jezus przed nami idzie ku polu tej ostatniej bitwy. Pozwala złożyć się do grobu, aby dostać się na samo dno, tam, gdzie władza nieprzyjaciela wydaje się oczywista. Zstępuje do otchłani, do miejsca, z którego nikt nie wraca…
Wszystkim wydaje się, że to koniec tej historii…
Dłuższa chwila ciszy
K: Któryś za nas cierpiał rany
W: Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami.
K: Pan z Wami.
W: I z duchem Twoim.
K: Niech was błogosławi Bóg Wszechmogący, Ojciec i Syn, i Duch Święty.
W: Amen
Ojcze, dziękuję za tę Drogę!
Dziękuję, “przyciągną” mnie dziś do siebie Pan, Jego słowo jest żywe i skuteczne.
Odpowiedzi jak zwykle brak, a Jezusa nie ma.