20 lutego 2015 - Huzar

EXPEXO. PX1London

Czytałem dzisiaj na Mszy taki fragment: „Czyż nie jest raczej ten post, który wybieram: Rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić wolno uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać?” [Iz 58: 6]. To piszę post na poczet tego postu.

O samej idei EXPEXO napisałem już. Sobie kliknąć można, jak coś nie wiadomo. Teraz o tym, jak to wygląda w praktyce. P: part, X1: bo to niezupełnie pierwsza realizacja EXPEXO, ale pierwsza na większą skalę, London: bo London. Bez spacji. EXPEXO. PX1London.

Historia pomysłu

Osiem dni w milczeniu i obecności Boga wywala z mózgu cały syf, a w środku pozostawia najważniejsze rzeczy. Pomysły z rekolekcji ignacjańskich to nie są takie pomysły, że jestem od razu bardzo podniecony, a potem zapominam o tym. To coś, co pojawia się, a potem mocno pracuje we mnie, rozpycha się wśród innych pomysłów, znajduje miejsce, zapuszcza korzenie, przebija czaszkę i wychodzi na światło dzienne, rośnie dalej, puszcza liście i w końcu rodzi prawdziwe Boże gruszki na wierzbie mojej ludzkiej głowy.

Pomysł z rekolekcji, które odbyłem w roku 2014, był taki: tak jak nie można pełnić woli Boga i zamieszkać w Ziemi Obiecanej bez decyzji opuszczenia „ziemi Egiptu, domu niewoli”, tak nie można pełnić woli Boga, pozostając niewolnikiem bezradnie dostosowującym się do okoliczności, woli ludzi i tego wszystkiego, co zadecyduje za człowieka o jego pieniądzach, karierze, wyborze powołania, żony lub męża, pomocy potrzebującym, zaangażowaniu w Kościele itd. Wtedy dojrzał we mnie pomysł tego, że Księga Wyjścia ciągle się pisze w moim i naszym życiu. Pascha trwa i Jezus, jak wyczytałem u Benedykta XVI, wskazuje na Siebie jako na nowego Mojżesza. Jak Izraelici możemy połączyć całą naszą wiarę, całą zaradność i przedsiębiorczość, całą solidarność ze sobą i z potrzebującymi, i wychodzić z bezradności, z domu niewoli.

A konkretnie? A konkretnie to pojedziemy do Londynu, żeby tam uczyć się szukania pracy, pracowania, organizowania się, i dzielenia się ze sobą i z potrzebującymi. Bo tym, co zarobimy, podzielimy się z tymi, którzy tego będą potrzebowali. Zaczniemy od małej grupy. Zaczniemy od garstki. Nauczymy się tego w małej grupie osób, które wypracują wzorzec. Damy sobie miesiąc. Wyjedziemy w św. Ignacego, 31 lipca 2015, niech się nami opiekuje. Wrócimy 31 sierpnia.

Drugie „a konkretnie” pojawiło się w październiku, kiedy współbracia z Jezuickiego Wolontariatu Społecznego powiedzieli, że szukają grupy, z którą pojadą budować farmę do Kasisi. Farma ma dać miejsca pracy i być ośrodkiem edukacji. „Nie działamy – mówi żartem jeden – z Szymonem Hołownią, więc nie mamy takich wejść, żeby sprawę nagłośnić, ale jak pomożesz, to zbierzemy środki i damy radę to zrobić”. Właśnie tego było mi trzeba. Już wiedziałem, z kim chcę być solidarny. Z tym właśnie projektem. Pojedziemy razem do Londynu, pouczymy się trochę zaradności i przedsiębiorczości, zarobimy pieniądze i podzielimy się z Kasisi. Po odliczeniu kosztów własnych każdy z nas co najmniej połowę zysku przekazuje Afryce. Ile procent, o tym każdy zadecyduje sam.

Ostatnie „konkretnie” to ludzie z Torunia. Garstka. Za mała jeszcze. Projekt może ruszyć, jak będzie nas 10 osób. Max 20. Najlepiej z Torunia, albo takich, którzy mogą do nas od czasu do czasu (raz lub dwa razy w miesiącu), w niedzielę wieczorem dojechać na spotkanie Jeszcze nie ma nas tyle. Może się uda. Rydzyk fizyk, jak się mawia w Toruniu.

Mam kontakt w Londynie, załatwiamy miejsce do spania, orientujemy się co do pracy, szukamy ludzi. W takim miejscu jesteśmy

Exodus: Movement of Jah people

Żydzi wychodzący z Egiptu dali się niestety skusić, żeby przestać zajmować się „ziemskimi sprawami”, takimi jak droga przez pustynię do kraju, gdzie mieli znaleźć utrzymanie, pokój i bezpieczeństwo, a zająć się „pobożnością” – zrobieniem sobie „prawdziwego boga”, za którym nie będzie trzeba iść, ale dookoła którego będzie można tańczyć, klaskać, składać ofiary, modlić się. Tak powstał złoty cielec. Bóg na miarę ich tchórzostwa i niewolniczej mentalności.

Na osobistą wiarę składają się trzy rzeczy: relacja z Bogiem, prawo Boże, misja. Złotego cielca robimy sobie za każdym razem, kiedy w naszej wierze chcemy ograniczyć się do relacji z Bogiem i prawa Bożego rozumianego jako przestrzeganie pewnych nakazów i zakazów. Osobista misja idzie na bok, bo usprawiedliwiamy się tym, że przecież nie popełniamy żadnych wielkich grzechów, praktykujemy, nawet na jakieś dodatkowe spotkania chodzimy i słuchamy regularnie konferencji na YouTube. A z czegoś trzeba żyć, więc nie ma co przesadzać z tą misją od Boga. Tak jakby ci, którzy szukają woli Bożej i pełnili ją, byli skazani na śmierć z głodu. Tak jakby pełnienie woli Bożej miało oznaczać kompletny brak odpowiedzialności względem rodziny. Tak jakby bycie Bożym człowiekiem (piszę w takim znaczeniu, jak „być człowiekiem prezydenta”, chodzi o to, z kim się współpracuje) miało oznaczać osobistą porażkę. Człowiek Boga, św. Paweł, pisał o tym, jak ciągle znosi trudy i przeciwności dla Ewnagelii, ale nie miał się za wcielenie życiowej porażki. Przeciwnie, miał się za zwycięzcę w najważniejszej dziedzinie, którą mógł się zająć: “7 W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem. 8 Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkich, którzy umiłowali pojawienie się Jego” [2 Tm 4: 7‒8]. Nie jest życiowym nieudacznikiem, istotą bezradną człowiek, który służy Bogu. Z latami nabiera doświadczenia, siły, rozwagi, umiejętności strategicznych i taktycznych.

Owszem, jest wielu świrów religijnych, dla których zaangażowanie w Kościele jest formą ucieczki od pełnienia woli Bożej, od odpowiedzialności za swoje życie, za ludzi, którymi powinni się opiekować, za rodzinę… Wielu nie widzi tego, że to dookoła czego tańczą to nie Pan, Adonai, ale złoty cielec. Wielu jest też innych, którzy wybierają ubóstwo i rezygnację z pewnego rodzaju kariery na rzecz zaangażowania w służbę ważniejszym sprawom. Niektórym trudno odróżnić jednych od drugich, wszędzie są i religijne świry, i Boży szaleńcy, ale nie uważam, że jedno z drugim musi się przenikać. Ktoś mi powie: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni”. To nie żaden sąd, nie wydaję żadnych wyroków, ale nie wolno mi nie rozróżniać świrów od Bożych szaleńców. Jednych i drugich mam kochać, współpracować z nimi i nie odrzucać. Ale muszę ich rozróżniać, żeby każdemu dawać to, czego mu potrzeba, a nie dawać czegoś (np. bardzo odpowiedzialnych zadań), czym zrobi sobie sam krzywdę, a jeszcze narobi szkód innym. Kryterium dla rozróżnienia ich jest dla mniej służba Boża. Świry nie służą, a jeżeli nawet służą, to raczej po to, aby przypatrywać się sobie i pokazywać się innym jako „słudzy Boży”. Taki wizerunek, taki PR. Zwykle swój teatr odgrywają bezwiednie, sami nieświadomi, że nie są postacią, którą odgrywają. Są dziećmi Bożymi, ale jeszcze nie ludźmi Boga. Ludzie Boga natomiast zmagają się wprawdzie z pychą, sami się często zastanawiają, czy nie wpadają w religijną błazenadę, ale jednak na pierwszym miejscu jest Bóg i sprawa, w której Mu służą.

Żeby służyć naprawdę, ludzie Boga nie mogą ograniczyć się do modlitwy (nie mówię ani o ludziach, którzy wybrali zakony kontemplacyjne czy inne formy odsunięcia się od świata, ani o tych, którzy z racji zdrowia czy wieku nie mogą służyć inaczej niż przez modlitwę i ofiarowanie swojego cierpienia). Ludzie Boga, zgodnie ze swoimi zdolnościami, będą zarządzać instytucjami, będą opatrywać rany, będą opracowywać i realizować programy nauczania, będą zakładać przedsiębiorstwa, będą pragnąć zmiany świata. Będą zaczynać od siebie, ale na sobie nie kończyć.

Właśnie wtedy, kiedy mamy wyjść poza światek swoich fantazji, planowanej kariery itp., włączają się wszystkie mechanizmy psychologiczne mające nas chronić przed wielkią życiową klęską, jaką jawi się pójście za Jezusem. Doświadczamy np. religijnej obojętności, nagle Bóg jakby przestaje nas poruszać, odwlekamy pójście na spotkanie wolontariatu albo grupy modlitewnej, przypominamy sobie, jak dużo mamy nauki i innych obowiązków, dławimy się myślą, że nie wolno nam zawieść rodziców i rodziny, zaprzeczamy temu, że wewnętrzne poruszenie do podjęcia drogi służby było w nas rzeczywiście autentyczne, mówimy, że tylko sobie to wmówiliśmy w chwili uniesienia, próbujemy dostosować się i żyć jak inni, jak „normalni”. Na myśl o tym, że dzisiaj, w tym tygodniu, mógłbym poświęcić więcej czasu modlitwie, wolontariatowi, jakiejś formie służby, umysł projektuje najczarniejsze scenariusze życiowego bankructwa. Boże, Boże, wszędzie tak samo, w szkole, na studiach, w zakonie, na misjach… Wszędzie tak samo trudno wyjść z tej koleiny wygodnych przyzwyczajeń i znowu ruszyć w drogę, odnowić ducha służby. Syf wszędzie narasta, tłuszcz się na duszy odkłada, tchórzostwo się odnawia jak łupież.

Ale wystarczy wyjść na drogę. Spakować plecak, kupić bilet, wyjść na swoja wyprawę i tamte iluzje się rozwiewają. Jak zimny wiatr po nocy przespanej w namiocie byle gdzie i ciepła herbata zagotowana na napalmie. Poczucie realizmu, kontaktu z rzeczywistością. Pragnienie, żeby z tej drogi już nie wracać. Tak jest z każdym, kto narodził się z wiatru.

Realizm kompletny

Jest marzycielstwo i jest tzw. „twardy realizm”. I jest realizm kompletny. Realizm kompletny jest wtedy, kiedy w działaniach nie zatracają się marzenia, kiedy człowiek zdobywa świat i nie ponosi straty na duszy.

Realizm kompletny wymaga stawiania sobie pytań. Nie tylko o cel, ale także o środki. Jakie pieniądze są potrzebne, żeby służyć mojej sprawie i skąd je wezmę? Co mam robić, żeby maksymalnie zwiększyć szanse spotkania osoby, z którą mam założyć rodzinę (bo tak widzę swoje powołanie), żeby zwrócić na siebie uwagę, zrobić na niej właściwe wrażenie, zacząć budować relację? Kiedy chcę podjąć najważniejsze projekty i czego mi brakuje, żeby je rozpocząć? Ile czasu chcę i potrzebuję poświęcić na kluczowe dla mnie sprawy i czy mój tryb życia sprzyja wygospodarowaniu takiego czasu?

To nie znaczy, że nie będę liczył na cud, ale sam zrobię wszystko, żeby współpracować z łaską Bożą. To nie znaczy, że nie zacznę przedsięwzięcia, na które brakuje mi pieniędzy i nie mam gwarancji, że je zdobędę, ale będę trzeźwo myślał o tym, ile mi brakuje i co w związku z tym mogę robić. Będę świadomie i poważnie traktował moje wizje i marzenia, w związku z tym będę też świadomie i odpowiedzialnie zarządzał środkami, które mam do ich realizacji.

Realizm kompletny wymaga zarządzania czasem i pieniędzmi. Wymaga decyzji na poznanie ludzi i wejście z nimi w uczciwe, czyste i klarowne układy. Realizm kompletny wymaga czasu na modlitwę. Bez modlitwy pozostaje „twardy realizm”, zapieprzanie z językiem na brodzie, gadanie dzieciom, że „życie to nie je bajka”, zalewanie wyprutych żył alkoholem, postępująca zaćma. Moment. Poprawka. Nie zawsze tak musi być. Znam ludzi niewierzących, którzy żyją bez modlitwy, a nie wpadają w „twardy realizm”. Ich ratuje miłość rodzinna. Ale miłość rodzinna odchodzi z naszej cywilizacji, odlatuje jak bociany i przy próbie powrotu zostaje zestrzelona nad Libanem. Staje się bezpłodna jak ziarno modyfikowanej genetycznie pszenicy. Jeżeli ma tu pozostać, to potrzebuje wiary i modlitwy. Zatem trwają te trzy dające realizm kompletny: wiara, przedsiębiorczość i solidarność. Z nich zaś największe jest to, czego tu wiele między słowami.

Sekret Pawła

José Prado Flores w swojej książce o św. Pawle pisze, że sukces misji Pawła polegał na tym, że w pewnym momencie bardziej niż na samej ewangelizacji skupił się na pozyskiwaniu tych, którzy mieli być jego następcami w dziele ewangelizacji. Sam św. Paweł pisze o tym wprost w 2 Liście do Tymoteusza: „To, co usłyszałeś ode mnie za pośrednictwem wielu świadków, przekaż zasługującym na wiarę ludziom, którzy też będą zdolni nauczać i innych” [2 Tm 2: 2].

Chciałbym, że EXPEXO. PX1London było realizacją Ewangelii w dzisiejszych czasach, we współczesnych językach, realiach, wśród dzisiejszych wyzwań. Urodziło się z modlitwy, wierzę, że ma sens. Będę to kontynuował. Mam nadzieję, że będzie PX2, PX3 itd. Jeżeli chcesz dołączyć do PX1, daj mi szybko znać. Jeżeli Ci się podoba idea, udostępnij, daj znać innym. Może znajdą się ludzie do tej wyprawy.

Wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *