Autor
W takich rubrykach zawsze mało wpisywałem, żeby nie było, że jestem nieskromny. A w sumie tu można wpisać kilka rzeczy z zupełnie innego porządku niż CV.
Kiedy graliśmy na ulicy w piłkę, chłopaki (i Bożena) często zaczynali kłócić się o różne rzeczy. Jeżeli akurat nie kłóciłem się sam, to siadałem na krawężniku i pytałem, o co chodzi. Moja ulubiona gra się z tego zrobiła. Pytać, o co chodzi i słuchać, aż zrozumiem. Aż zrozumiem, o co im chodzi. Trudna gra. Ciężko wytrzymać, bo zawsze przychodzi myśl, że przecież to ja wiem najlepiej i mogę wygrać każdą kłótnię. Ale jednak czasem się udawało.
To wciąga. Słuchanie różnych opcji, racji, różnych stacji, wibracji, adnotacji. Czasem się uda, że nagle w głowie ułoży się z tego jakiś porządek, że wiadomo, dlaczego ktoś mówi tak, a ktoś inaczej. Ale od tego często też burzy się jakikolwiek porządek i samemu trudno powiedzieć, do czego jest się przekonanym, a do czego nie. Myśli jak kołtun się robią.
A świat bardzo chce, żebym był uczesany. Zwłaszcza jako „ksiądz ojciec jezuita”. Mam być pewny, radykalny, tak – tak, nie – nie. Wyrazisty. Za to mi płacą (różnie bywa). Za to mi nie płacą, że jak nie wiem, to mówię, że nie wiem. Każdy woli, jak płacą i tu jest pokusa. Udawać bardziej radykalnego, pewnego i jednoznacznego niż się jest w rzeczywistości to dla księdza straszna pokusa. Podobnie zresztą jak pokusą jest, z drugiej strony, obranie sobie za target „mądrych tego świata” i najeżdżanie na „nasz prymitywny polski katolicyzm”.
Jednak trochę jestem pewien. Bywam w każdym razie. W paru ważnych rzeczach mam poczucie pewności, że coś jest dobre, coś jest złe, coś prawdziwe, a coś nie. W niespodziewanych czasem momentach odkrywam, że jestem całkiem pewny, potrafię się nie zgadzać, bronić, tłumaczyć itd. Pewnie słabo się na demonologa nadaję, bo najczęściej mam taką jasność odnośnie do rzeczy, które są dobre i autentyczne. Ale dzięki temu, że z całą pewnością widzę wokół siebie miłość, nadzieję, wiarę, widzę też, że nasz świat, nasza kultura jest ruiną, że niezwykle mało tu prawdy. Jasne punkty uwydatniają bezmiar ciemności. Dobrze czuję poetykę apokalipsy i klimaty postapokaliptyczne.
Czasem też odkrywam, całkiem niespodziewanie, że brak mi pewności, intuicji, argumentów w sprawach, które wydawały mi się oczywiste, przemyślane, niepodważalne. W każdym razie wierzę w możliwość poznawania prawdy w różnych sprawach, nie jestem sceptykiem. Jedną z oczywistych prawd jest dla mnie na przykład to, że nie ma żadnej możliwości, żeby przekonać o prawdzie kogoś, kto akurat postanowił być sceptykiem, postanowił we wszystko wątpić, bo tak, bo nie lubi mnie, bo przeczytał jakąś książkę, bo zaliczył semestr filozofii, bo coś tam. Trudno mi być sceptykiem po tym jak siedząc z chłopakami (i z Bożeną) na krawężniku, można było rozmawiać tak długo, aż coś się zrozumiało. Można było rozmawiać tak długo, aż jakaś prawda ukazywała się z całą oczywistością. Chyba że wcześniej usłyszałem nawoływania, że już ciemno i mam „natychmiast do domu”.
Nie uważam się za „poszukującego”. Tak określają się najczęściej ludzie, którzy niczego nie poszukują, tylko tkwią w miejscu i na nic nie chcą się zdecydować, bo tak im wygodniej. Zmieniają światopogląd jak tylko odkryją, że to, co uznali za prawdę, niesie ze sobą konsekwencje, które nie pasują do ich dotychczasowych przyzwyczajeń. Skoro nie chcę się utożsamić z „poszukującymi”, to trochę brakuje mi słowa, które wskazywałoby na to, co robię. Bo przecież w gruncie rzeczy szukam coraz lepszych odpowiedzi na kilka ważnych pytań. Co to znaczy zbawienie w Jezusie i jak ono się dokonuje? Jak być mężnym i konsekwentnym? Jak być pokornym (czyli realistą, dalekim od życia w fantazjach związanych z chciwością, pychą, pożądliwością itd.)? Jak przetrwać nie sprzedając się możniejszym, ważniejszym, silniejszym? Jak przetrwać i w dodatku jeszcze zaopiekować się innymi, mniejszymi, słabszymi, bardziej bezradnymi? Jak w praktyce być solidarnym z innymi? Mam na to swoje odpowiedzi. Po części są kwestią wiary, czyli rozumnego zaufania. Po części przekonuje mnie rozsądek i doświadczenie. Ale żadne z odpowiedzi nie wyczerpują pytań.
Czasem jest tak, że dopiero jak się powie albo napisze komuś, to się układa. Dużo mi daje to, że muszę często mówić kazania. Żałuję, że za mało piszę. Stąd GRZEBIEŃ NA HUZARA. To tak tu pozbieram różne myśli i może trochę się ułoży. Uczesze się.
Norbi powiedział mi kiedyś, że mądry nie jest ten, co dużo w życiu przeszedł, ale ten, kto przemyślał to, co przeszedł i wie, dokąd chce iść dalej. Niestety, ale tym razem się z nim zgadzam.
Czyżby “zwiał” Ojciec z Lublina i…kogo ja mam słuchać w kościele akademickim, może jeszcze 20.30 pozostaje…?
Czyli kolega donoszący mi o tym miał rację, szkoda :-(((.
Dobrego startu i dobrych dni u innych!
Pozdrawiam
Krys
A-hoj ! Ojcze żeglarzu!.
Dokładnie takiego Cię znam
Ojcze Drogi!!! W Lublinie “usychamy” bez Twoich kazań 🙁
Może chociaż jedno, czasami… 🙂
Zawsze powtarzam innym … Myślenie ma przyszliść i
Jest ważne …… nawet w kuchni . Piękny tekst nawet dla mnie – babcia Anna zgadzam się w całości
I od raz troche jasniej…?
Jest co poczytać. Dzięki za dzielenie się Sobą